Słodki Cham Słodki Cham
540
BLOG

Po Euro

Słodki Cham Słodki Cham Sport Obserwuj notkę 9

     Największym wygranym Euro 2016 jest Adam Nawałka. Bardzo dobry, charyzmatyczny trener. Trener kadry nie jest trenerem piłkarzy – rzemiosła piłkarskiego uczą się oni w swoich klubach. Nawałka skonsolidował zespół i spowodował, że piłkarze chcieli grać i wygrywać. Nie tylko w eliminacjach, bo to już mieli na koncie tacy trenerzy jak Engel czy Beenhakker. Także w samym turnieju i to już jest ewenement w skali naszego kraju. Tak bowiem bywało, że piłkarze ostatnimi laty regularnie kwalifikowali się do wielkich imprez piłkarskich, po czym dostawali w nich baty z powodu podziału zespołu na grupki, braku charyzmy, liczeniem kasy za udział w reklamach zupek itd. itp. To właśnie Nawałka zmienił i choć nie byłem szczęśliwy z wyboru selekcjonera, zmieniłem swój pogląd całkowicie. Gratulacje, panie Nawałka. A ponieważ nie zanosi się na dużą zmianę pokoleniową w najbliższym czasie, tacy gracze jak Błaszczykowski, Lewandowski, Glik, Krychowiak czy Milik spokojnie mogą grać w dobrych klubach (już w nich są) na bardzo wysokim poziomie przez najbliższe kilka lat – a tym samym w kadrze – trener Nawałka powinien zostać nadal selekcjonerem naszej kadry.
      Przejdźmy do piłkarzy. Ćwierćfinał ME odtrąbiono jako wielki sukces. No cóż. Przed rozpoczęciem tej imprezy taki wynik brałbym w ciemno. Myślałem, że nasza drużyna nie wyjdzie z grupy, gdyż przeceniłem jakość drużyny Ukrainy. Przeskok ze świata ukraińskich zarobków do apanaży pobieranych w klubach zachodnich jest tak olbrzymi, że widać piłkarzom ukraińskim nie w głowie zażarta walka o każdy metr boiska, w imię reprezentacji swojego kraju. Woleli poimprezować na mieście, jeszcze w trakcie mistrzostw, by w niesławie, bez punktu, wrócić do domu. Cieszyliśmy się z walki niezwykle wyrównanej z Niemcami w rozgrywkach grupowych. Wielu, w tym i nie ukrywam – ja – uznało, że Niemcy są na naszym poziomie po tym meczu i możemy kultywować niczym oni tradycje wysokich miejsc w turniejach piłkarskich. Nie możemy. Zejście na ziemię zajęło nam zaledwie kilka dni. To Niemcy jednak – minimalnie bo minimalnie – wygrali naszą grupę i to Niemcy jeszcze grają w turnieju – my już nie. A Polska? Miała fantastyczną drabinkę, była zwartym zespołem, w dobrej formie, wszyscy, łącznie z rezerwowymi, trenerem i PZPN-em grali razem, do jednej bramki – jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Zredukowałem swoje marzenia. Średnia Szwajcaria, kiepska Portugalia i potencjalna Walia lub Belgia w półfinale – wszyscy byli do łyknięcia! twierdzę więc – tak, wiem że wielu się mój punkt widzenia nie spodoba – że przy maksymalnej koncentracji i błysku geniuszu któregoś piłkarza, vide Pazdan czy Kapustka w pierwszym meczu, powinniśmy wygrać półfinał i zmierzyć się z Niemcami w finale. Po raz drugi w tych mistrzostwach. Tym samym nie krzyczę wraz z innymi „nic się nie stało”, bo się stało. Mieliśmy niebotyczną szansę dojść niezwykle daleko w tych mistrzostwach, a doszliśmy „zaledwie” daleko. Wszystkie reprezentacje były w naszym zasięgu. Takie historie akurat w Mistrzostwach Europy się zdarzały, że przypomnę Danię, czy Grecję. To aż dwa bardzo spektakularne przykłady, Polska miała identyczną szansę – dobre wyjście z grupy, wymarzona drabinka turniejowa – i jej nie wykorzystała. Jest całkiem nieźle, zmieniliśmy nasze smutne stereotypy turniejowe, ale zabrakło… bo ja wiem czego? Iskry bożej? maksymalnej koncentracji… By grać dalej. By było idealnie. Szkoda, wielka szkoda, bo nie wiem, czy taka szansa się powtórzy. A przynajmniej – czy prędko. Niebezpieczne syndromy pojawiły się już w meczu ze Szwajcarią. Wyniszczająca, niepotrzebna dogrywka, i na szczęście perfekcyjnie wykonywane rzuty karne spowodowały oddech ulgi i radość w polskich domach i na stadionie. Nadszedł mecz z Portugalią. Fantastyczny, wyśniony początek meczu, bo oto „Lewy” wrócił do gry w najważniejszym momencie – drugiej minucie ćwierćfinału, a Polska grała 15-20 minut jak natchniona. Portugalia była w tym meczu, podobnie jak i w całych mistrzostwach, zwyczajną, średnią ekipą. Nie istniała. Niestety, piłkarze się wyprztykali i oddali Portugalczykom pole. Aż tacy słabi to oni nie są, by nie wykorzystać prezentu. Strzelili gola, doszło do dogrywki. Niepotrzebnej. Już wiedziałem, że ta druga z kolei, niepotrzebna dogrywka, zniszczyła naszych piłkarzy, że w następnym ewentualnym meczu z Belgią (tak – nietrafnie – prognozowałem naszego kolejnego przeciwnika) doznamy pogromu. Nie dowiem się, czy miałem rację, bo awansu nie było. Szkoda, bo Ronaldo potrafi sam wygrać mecz, ale akurat w tym spotkaniu grał jak dupa wołowa. Naprawdę była szansa. Nie przesadzajmy też z tą loterią rzutów karnych. Prawda jest taka, że jeżeli piłkarz tegoż karnego nie schrzani, bramkarz nie ma prawa go obronić. Bramkarz nic nie jest w stanie zrobić w kwestii technicznej przy rzutach karnych – dlatego jego rolą jest pajacowanie, dekoncentracja przeciwnika, jak robi to wielki mistrz, najlepszy bramkarz świata, Manuel Neuer. Nasz Fabiański bronił podczas tych mistrzostw wyśmienicie, i jest wielki… ale nie największy. Bo do karnych obrony się nie nadaje. Moim zdaniem Nawałka powinien na ostatnie 5 minut dogrywki wpuścić na bramkę Boruca lub Szczęsnego. Pamiętać o tym, że w karnych ze Szwajcarią Fabiański nie wybronił ani jednego karnego. Szczególnie Boruc, to pajac, jakich lubię. Głośny, krzykliwy, wystraszył by tych Portugali, jak kiedyś Dudek zawodników przeciwnika w finale Ligi Mistrzów. Szczęsny to samo. Grzeczny, ułożony, skromny Fabiański jest znakomitym bramkarzem na czas trwania meczu. Rzuty karne spieprzył. Bo nikogo nie wystraszył, nie latał po linii, nie machał łapami, bo nie obronił ani jednego strzału. No i Błaszczykowski. Oddajmy cesarzowi co cesarskie – najlepszy zawodnik Polski w tym turnieju. Karnego spieprzył. Wziął jakiś dziwny rozbieg, już gdy podbiegał do piłki, strasznie się bałem, że schrzani – i tak się niestety stało. Nie wiem czemu tak go wykonał, nie wiem czemu tak się to skończyło. Źle podszedł do tego karnego, źle go wykonał. Ten karny to łyżka dziegciu w beczce miodu, gdy ocenimy grę Błaszczykowskiego w tym turnieju. Było dobrze, ale na pewno mogło być lepiej. Trudno, może następnym razem.
       A całe te mistrzostwa są po prostu nudne. Nie było jeszcze ani jednego super meczu, nie było prawie wcale wyników 2-2, 3-2 czy 3-1. Mało bramek. Brak błysku geniusza u jakiegokolwiek piłkarza, no poza jednomeczowymi wyskokami typu Pazdan. Drużyna Niemiec ma (poza boskim Neuerem) słabszy skład niż w poprzednich latach, gdyż ich młodzież, która weszła do kadry, nie jest aż tak genialna piłkarsko, jak ich poprzednicy. Moeller, Kroos czy Draxler to bardzo dobrzy gracze, bo inni w kadrze Niemiec nie grają, ale nie wirtuozi futbolu. Po odpadnięciu Polski czy Węgier im właśnie kibicuję, bo grają do przodu, nieszablonowo, chcą wygrać. Modliłem się wczoraj, aby jak zawsze arcynudne włoskie catenaccio nie wygrało z dobrym, ofensywnym futbolem Niemiec. Doszło do karnych, w których nie poznawałem odwiecznych perfekcjonistów w tej dziedzinie, Niemcy strzelali jak dupy wołowe. To już nie ci Niemcy! Ale mają Neyera. Zrobił różnicę, jakiej u nas nie zrobił Fabiański. Dziś zapewne kolejna nudna drużyna – Francja, pokona sympatyczną i waleczną Islandię, która jednak nie pasuje – bądźmy poważni – do półfinału Mistrzostw Europy. Lecz gdyby zdarzył się cud, to Niemcy są już w finale. Ot i cała esencja Euro – być może wygra je Niemcom bramkarz. A powinni napastnicy…
Dziękuję Polakom za dobry udział w mistrzostwach, za awans do ćwierćfinału. Było dobrze, piszę co mi leży na wątrobie, bo „dobrze” to nie znaczy „idealnie” , bo są rzeczy do poprawienia. Nie zbaczajcie z tej drogi, poprawcie mankamenty, a nawet Neyer nie pomoże Niemcom w następnym starciu z Polakami. Obym tego doczekał…

Mam 43 lata. Mieszkam w niedużym miasteczku na Pomorzu. Interesuję się polityką, sztuką, filozofią, psychologią, ekonomią, sportem, erotyką. Kocham Polskę. Lubię pisać. Mój blog: www.wielka-polska.blog.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport